Zbyt elokwentne, jeśli chodzi o samą koncepcję w Toyocie inaczej nie były, ale już na pierwszy rzut oka widać, że jest to dość radykalna wizja przyszłości sportowej jazdy, bo e-Racer nie ma szyby, a miejsce pracy kierowcy ogranicza się do wielofunkcyjnej kierownicy z dużą liczbą funkcji i ekranem pośrodku, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w samochodach wyścigowych F1.
Są one również zawarte w standardowym wyposażeniu specjalne okulary, które wyświetlają przed oczami kierowcy mniej lub bardziej pilne informacje, takie jak aktualna prędkość czy stan baterii, a dzięki funkcji wirtualnej rzeczywistości umożliwia także „uczestnictwo” w wyścigu czy jazdę pod wodą.
Obok kierowcy może przewozić dodatkowego pasażera e-Racerem, który siedzi za kierowcą, a także posiada ekran umożliwiający zanurzenie się w świecie wirtualnej rzeczywistości. Toyotę e-Racer bardzo daleko jej do seryjnej produkcji, ale ma swoje przeznaczenie, co podkreślał również prezes Toyoty, AkioToyoda: „Narodziny samochodu oznaczały, że 15 milionów koni w Stanach Zjednoczonych straciło dużą część swojego celu, a tym samym ich znaczenia. Niezależnie od tego pozostaje faktem, że nadal kochamy konie wyścigowe”.
Najwyraźniej pierwszy człowiek Toyoty zdaje sobie z tego sprawę bez radości z jazdy nie będzie działać również w przyszłości. I to prawda, mówimy w VMax.si.